21 marca 2023

Czym jest zakochanie i czy stanowi gwarancję długotrwałego związku?

Dziś pierwszy dzień wiosny, budzi się do życia przyroda, zwierzęta zaczynają swoje gody, ptaki wiją gniazda, a my ludzie także z nową energią, nadzieją i otwartym sercem budzimy się do większej aktywności.
 
Wiosna kojarzy nam się z zakochaniem. W parkach, na skwerach i ulicach słonecznych miast będziemy obserwować coraz więcej zakochanych par, które wybrały się na romantyczne spacery.
Otwieramy się emocjonalnie, ale także fizycznie, zmienia się nasza skóra, promienie słońca podnoszą nam naturalnie poziom energii.
Po jesiennej ciemności i zimowej apatii teraz zdecydowanie szybciej i radośniej się budzimy, budzi się także potrzeba naszego serca.
 
Czym jest stan zakochania i czy jest on gwarancją udanego długotrwałego związku? Jestem ciekawa Waszych opinii na ten temat.
 
Osobiście uważam, że zakochanie może być wstępem do prawdziwej głębokiej miłości. Może… choć wcale nie musi, a czasami początkowy szał chemii pomiędzy dwojgiem ludzi jest zapowiedzią katastrofy odroczonej w czasie.
 
Zakochanie to stan nazywany przez niektórych szaleństwem, stanem odurzenia lub koszmarem, mówimy o zakochanych, że patrzą na świat przez różowe okulary lub, że stracili rozum.
 
Dlaczego tak się dzieje? I jak to się dzieje, że w jednych zakochujemy się po chwili (mówiąc: “chemia między nami”), a w innych proces zakochiwania jest powolny i spokojny?
Na pomoc w odpowiedzi przychodzi nam biochemia mózgu.
Aby między dwojgiem ludzi pojawił się ogień, musi zadziałać w odpowiedniej kolejności ciąg przyczynowo-skutkowy.
Wszystko zaczyna się od zapachu. I nie chodzi tu o perfumy, ale o naturalną woń i ukryte w niej feromony (swoją drogą produkowane są perfumy z żeńskimi i męskimi feromonami).
To zjawisko (zapach) aktywuje element mózgu zwany podwzgórzem i jeżeli puzzle do siebie pasują zaczynamy interesować się naszym nowym “obiektem uczuć”, a nasze szare komórki zaczynają świecić. Podwzgórze wydziela nam fenyloetyloaminę (hormon miłości) podobny nieco do amfetaminy. Objawia się stanami nieuzasadnionej radości, pewnością siebie, podnieceniem czy nadmierną aktywnością na przemian z brakiem koncentracji uwagi.
 
Dołącza się do tej ekipy także noradrenalina, która lubi się z „hormonem szczęścia”, czyli dopaminą. Ten kompocik we krwi opanowuje nasze ciało i zmysły. Dopamina łączy się z ośrodkiem nagrody i znamy ją z tych sytuacji, gdy dostaniemy piękny prezent czy kupimy sobie nowe auto. To właśnie dopamina jest współodpowiedzialna za to, że kochamy "na śmierć i życie".
 
Kolejna do kompletu wskakuje serotonina, która reguluje nasz sen, uspokaja i pomaga w koncentracji uwagi. Gdy w naszym organizmie w fazie zakochania wzrasta dopamina to właśnie serotonina spada w dół. Zakochana osoba robi się zdezorientowana i popada w skrajne nastroje, nie może jeść, spać (podobnie jak przy depresji), jednocześnie czując euforię i nie mogąc się doczekać kolejnego spotkania ze swoją drugą połówką.
 
Jesteśmy zatem na emocjonalnym haju, nasze logiczne myślenie tzw.rozum jest wysłany na urlop, a my szalejemy ze szczęścia zupełnie nie widząc jaka ta osoba jest naprawdę, wszystkie sygnały ostrzegawcze wysyłamy w kosmos. Pytanie kto przy zdrowych zmysłach długo by to wytrzymał?
 
Dlatego niestety na działanie fenyloetyloaminy organizm się uodparnia. Z badań wynika, że zazwyczaj pomiędzy 18 a 48 miesiącem związku (do 5 lat), szaleństwo zwane z zakochaniem wygasa żeby chronić nas przed wyczerpaniem. Na tym etapie wiele par się rozstaje uznając, że miłość się skończyła. Na szczęście wskutek działania dopaminy, przez cały czas nasz organizm wytwarza oksytocynę i wazopresynę. Oba odpowiadają za tworzenie się u ludzi przywiązania.
 
Podwyższenie poziomu tych hormonów wywołuje odprężenie, spokój, poczucie bliskości i wzajemnej akceptacji. Dzięki ich obecności możliwy jest rozkwit dojrzałej miłości pomiędzy partnerami. Na tym etapie para czuje intymność, namiętność oraz zaangażowanie/zainwestowanie w relację. Do tej fazy dociera tylko część par i często na tym etapie podejmą decyzję o sformalizowaniu związku.
 
Życzę nam wszystkim dużo miłości nie tylko tej opartej na burzy hormonalnej, ale także tej głębokiej rodzącej się z zaufania, troski i szczerego serca, gdzie drugi człowiek jest dla nas tak samo ważny, jak my dla siebie samych.
Jeśli zainteresował Cię temat bio-chemicznej koncepcji miłości, zapraszam do obejrzenia wystąpienia na TEDx Czy miłość to tylko (neuro) peptyd?: Janusz L. Wiśniewskiego, który dość obszernie opowiada o tym niezwykłym zjawisku jakim jest stan zakochania.